wtorek, 30 października 2012

Dobry byt

O wygodne życie zaczęłam walczyć dawno temu. Pierwszego września któregoś tam roku, gdy z białą kokardką we włosach weszłam do SP nr 10. Miliony stron podręczników chyba mi nie wystarczą, więc zaczęłam czytać inne strony - www, na temat feng shui, magicznych właściwości różnych przedmiotów czy korzyści płynących z pozytywnego myślenia.
Żadne amulety, remedia, etc nic nie pomogą dopóki nie uporządkuje się całego mieszkania. W zasięgu wzroku nie powinno pozostawać nic, co nie jest niezbędne albo nie sprawa przyjemności patrzenie na to. Figurki, które rzeczywiście nam się podobają, albo przywołują wspaniałe wspomnienia zostają na widoku, reszta znika. Zdjęcia ze wspaniałyc hwakacji, przyjemnych wydarzeń, z przyjaciółmi są OK, całą resztę schowajmy do albumu. Ogólnie rzecz w tym, żeby otaczać się przedmiotami, które coś dla nas znaczą lub sprawiają  przyjemność.  Ah, i obowiązkowo wyrzucamy suche kwiaty, jeśli takie mamy.  Jak kwiaty, to tylko świeże, albo na obrazie, suche – nigdy. Potem ścieramy kurze, zamiatamy mieszkanie, bacznie zwracając uwagę na wszystkie kąty, bo w kątach to zawsze się dzieje. I energia się tam zatrzymuje...., więc dla pewności można odkurzyć ze dwa razy. Myjemy, co trzeba umyć,  ścielimy, jak niepościelone i od razu jest jakoś lepiej. Może ni e od razu pojawia się coś na koncie, ale stajemy się otwarci i gotowi na wszystko, co nowe i lepsze. Poukładane, posegregowane, symetryczne otoczenie daje  poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Nawet świadomość chaosu za zamkniętymi drzwiami szafy może skutecznie zakłócić ten stan, dlatego właśnie bałaganu nie zgarniamy ramieniem do szuflady. Od zawsze byłam bałaganiarą, nigdy nie stanowiło to dla mnie problemu, aż pewnego nia zaczęło nim być. Teraz sprzątam, co posprzątam, to nieporządek wraca, więc znowu sprzątam. Dla tych krótkich chwil, kiedy wszystko jest na swoim miejscu – warto włożyć wysiłek. Z biegiem czasu jest coraz łatwiej panować nad chaosem.