sobota, 25 lutego 2012

Po wielu latach osiągnełam ten stan. Chodzi o stan mojego otoczenia. Teraz wystarczy najwyżej zaledwie kwadrans, żeby wspomniane otoczenie wyglądało, no może jeszcze nie idealnie, ale powiedzmy - względnie. Po piętnastominutowym zgarnianiu porozwalanych po kanapie, komodzie, blacie kuchennym, stole, etc drobiazgów, w moim mieszkaniu jest właśnie tak - względnie. Ale pracuje nad kolejnym poziomem ogarnięcia domu.
Nie żeby wszystko znajdowało się na swoim miejscu, ale przynajmniej zniknęło z pola widzenia, albo co gorsza, spod nóg. Już nie wywołuje u mnie napadu paniki, jak dzwoni domofon i z dołu znajomi informują, że chętnie wyjdą na górę. Muszą jedynie wychodzić powoli.
Pomogło mi w tym wyremontowanie piwnicy, do której znoszę, co tylko zawadza, ale jednak szkoda wynieść na śmietnik i pudełek. Całe mnóstwo pudełek

czwartek, 23 lutego 2012

Katedra w Barcelonie

Wzięłam się za nią po raz drugi. Za pierwszym razem zraziła mnie ilość stron, przez które ktoś ze słomianym zapałem nie da rady przejść. Doszłam wówczas do połowy, po połowie rozpoczęłam już inną lekturę.
Tym razem było inaczej - miałam bowiem dodatkową motywację - w trakcie wakacji, odwiedziłam tytułową katedrę, która wcale nie jest katedrą, a zwykłym kościołem. Imponującym - trzeba przyznać.
Za drugim razem książka była znacznie bardziej wciągająca. A kilku osobom udało się mnie mocno wkurzyć -  np. wielkiemu inkwizytorowi wymyśliłabym cały zestaw tortur, a tego Joana i Isabel wraz z jej gromadką nieraz chętnie przydusiłabym poduszką. Kilku innych bohaterów także, ale tych najchętniej.
Było też kilku fajnych bohaterów, ale czarne charaktery zdecydowanie bardziej rzucały się w oczy.