poniedziałek, 5 grudnia 2011

pogoda na churros


Nie takie jak w San Gines. Nie, nie, nie. Ani nawet jak w pierwszej lepszej churrerii. Niestety. Trochę zbyt chude (choć dość tłuste...). Ale i tak pyszne.
Przepis tu:
Najpierw wlewamy do garnka trochę wody. Tak na oko jedną szklankę. Do niej trochę soli i tyle samo cukru i czekamy aż woda się zagotuje. Jak zacznie wrzeć, zakręcamy ogień, a do wody wsypujemy mąkę tortową. Na oko. I mieszamy. Ma powstać bardzo gęsta masa, odchodząca od naczynia. Wkładamy ją w szprycę, czy strzykawę, jak kto woli. Otwór w nasadce powinien być dość spory i w miarę możliwości przypominać gwiazdkę. Wyciskamy tę masę do rondelka z rozgrzanym olejem. Choć może lepiej wycisnąć je najpierw na stół albo talerz, wtedy jest szansa, że churros będą miały odpowiedni (czyt. prosty) kształt. Lejąc ciasto z góry skręca się w spiralę. Churros trochę poskwierczą i zaraz robią się złociste od dołu, więc trzeba je szybko przełożyć na drugą stronę, a potem na papier kuchenny, trochę cukru pudru na wierzch i ya esta. A jeszcze lepiej - moczyć churros w filiżance gęstej czekolady.
Uwaga! Są skutki uboczne - ciężko wywietrzyć mieszkanie. Ale i tak warto.

Brak komentarzy: