wtorek, 6 marca 2012

Spontaniczny zupełnie wybór padł na "Kobietę w czerni". Niedzielny pourodzinowy wieczór był wobec tego nieco straszny. Straszny tak w sam raz. Ostatni raz przerażała mnie tak mocno dziewczynka wyłażąca z ekranu w filmie "Ring". Fabuła niczego sobie, mroczny krajobraz Anglii, chłód bijący z twarzy mieszkańców małego miasteczka tylko wzmagał wewnętrzny niepokój, który narodził się już w pierwszej scenie i do ostatniej nie odpuścił. No dobra, może na koniec odetchnęłam z ulgą, ale dopiero na korytarzu koleżanka przekonała mnie, że zupełnie niesłusznie, bo końcówki raczej nie zrozumiałam. Nie potrzebne mi wypruwane flaki czy szpikulce wbijane w oczy, żeby mnie przerazić. Skrzypiące drzwi, duchy ukazujące się w szybach i ruszające się przedmioty są jeszcze w stanie wbić mnie w fotel.

Brak komentarzy: